Najwcześniejszy moment na styku zimy i wiosny, kiedy w nocy jest jeszcze bardzo zimno to „moment czarowny, kiedy w drzewach zaczynają płynąć soki, choć tego nie widać. To moment, który daje początek życiu, zaranie wiosny”, mówi dr Krystyna Stepczyńska-Szymczak, botaniczka, założycielka Akademii Natura, propagatorka wiedzy o dziko rosnących roślinach jadalnych.
“Jest taki kawałeczek wiosny, tej wiosny najbardziej burej, kiedy bajorzą się nasze terytoria – rozpuszczają się też lody w cielskach drzew, ale ta woda z nich nie będzie miała drogi ucieczki. Bo przecież parszywą wiosną nie ma liści. Nastaje hydrologiczna klaustrofobia przednówka. Woda w drewnie jest zablokowana, w korzeniach i pędach. Woda zwiększa swoje ciśnienie, rozpuszczają się w niej cukry i wciąż tkwi wewnątrz drzew. Endogenne rosnące nadciśnienie bez drogi ucieczki jest jak pełne wody usta zaklejone taśmą”, pisze o tym czasie Urszula Zajączkowska w książce “Patyki, badyle”.
Dzisiejsze tropienie pierwszych pędów wychylających się spod śniegu w celach poznawczych oraz prozdrowotnych różni się zasadniczo od niegdysiejszego poszukiwania żywności przez mieszkańców wsi na przednówku. Dawniej, przed czasami globalnej gospodarki rynkowej, koniec zimy był to czas dla ludzi niezwykle trudny, bo brakowało już zapasów, część z nich ulegała też po prostu zepsuciu albo zjadały je myszy i owady; do kolejnych zbiorów zaś było daleko. Trzeba było jakoś przeżyć, napełnić brzuch – do mąki dodawano glinę, mielone igliwie, korę dębu, oszukiwano głód. Dietę uzupełniano kiszonymi ogórkami, kapustą, grzybami, suszonymi jagodami i jajkami dzikich ptaków. Z brzozy, klonu, grabu pozyskiwano sok o słodkim posmaku, który dodawano do wody. Na wiosnę korzystano z pędów świeżych roślin, które nazywano „roślinami głodowymi”. Jedne z pierwszych to “bazie” albo “kotki”, czyli kwiatostany leszczyny, wierzby, olchy, które suszono i dodawano do zup i polewek.
Nabrzmiałe pąki liściowe to kompendium mocy, z nich wyrośnie gałązka, listki, kwiaty, wszystko się rozrzedzi, a pąk zawiera witaminy, mikro i makroelementy, śluzy roślinne, żywice, gumy – te substancje są nam niezwykle potrzebne, wręcz niezbędne do prawidłowego procesu trawiennego. A my dziś tego w ogóle nie jemy. Jesteśmy cząstką przyrody, musimy dostarczać organizmowi to, co przyroda tworzy. Dawniej ludzie o tym wiedzieli, tłumaczy dr Krystyna Stepczyńska Szymczak.
Termin przednówka bywa różnie określany, zasadniczo jest to „czas pomiędzy momentem kończenia się zapasów żywności z poprzedniego roku a zazielenieniem się łąk i pierwszymi plonami w nowym roku”. Niektórzy uznają, że to okres od Nowego Roku do pierwszych żniw jęczmienia (stąd nazwa: przedżniwek), inni, że do Świętego Marka (25 kwietnia), zgodnie z przysłowiem: „Na Świętego Marka nie ma co włożyć do garnka”, a jeszcze inni, że trwał do świąt Wielkiejnocy, ponieważ w tym czasie zaczynała się zielenić trawa, co pozwalało na wyprowadzenie bydła i koni z obór i stajni. Do dziś znane są porzekadła: „Kiedy starzec przeżył marzec, to będzie żył”, lub po prostu: „Byle do wiosny”. Są zwolennicy tezy, że przednówek przypadał na czterdziestodniowy okres Wielkiego Postu, kiedy to czas liturgiczny zbiegał się z naturalnym rytmem przyrody.
“A ze dwudziestu komorników we wsi siedzi i roboty kiej zmiłowania wygląda! Wiecie sami które, a zima ciężka, śniegi, mrozy, nie jednemu już ziemniaki przemarzły, a zarobku nie ma żadnego. Nim wiosna przyjdzie, to zrobi się taki przednówek, że strach pomyśleć! A i teraz już bieda taka, że niejeden raz na dzień gorącą warzę pojada i z głodnym brzuchem spać chodzi!”
(Stanisław Reymont, „Chłopi” Zima)
W Encyklopedii Warmii i Mazur tak zdefiniowany jest ten termin:
“Przednówek – niedokładne określenie czasu, w którym rozpoczynał się głód spowodowany wyczerpaniem nagromadzonych na zimę zapasów. Okres ten następował zwykle pod koniec zimy.
Mazurzy za jego początek uznawali dzień 25 stycznia, tj. święto nawrócenia św. Pawła. W czasie nieurodzaju przednówek następował o wiele wcześniej. Tego dnia kobiety nie przędły, co miało zapewnić udane nadchodzące zbiory oraz zapobiec szkodom wyrządzanym na polach przez krety. W tym okresie dbano przede wszystkim o żywy inwentarz. Sami gospodarze zadowalali się najczęściej kiszoną kapustą. Warzyli również polewki z lebiody lub pokrzywy, a chleb wypiekali z otrąb, plew, słomy, dębowych liści lub żołędzi. Wszystko było uzależnione od majętności gospodarzy oraz wielkości zeszłorocznych zbiorów. Dla większości mieszkańców wsi był to czas wymuszonego postu”.
Dr Stepczyńska-Szymczak z entuzjazmem opowiada o roślinach, które pierwsze wychodzą spod ziemi, gdy tylko stopnieją śniegi. – Czosnek winnicowy smakuje właśnie jak czosnek, a ma kształt i wielkość szczypiorku, pasuje do jajka, chleba z masłem. Roślina wychodzi nawet przed Bożym Narodzeniem, jeśli zima jest łagodna. Pokazują się wcześnie rozetki tasznika, jasnota różowa, podagrycznik (działa przeciwko podagrze, chorobie stawów, wypłukuje ze stawów szczawiany) czy gwiazdnica zwyczajna, która jest za delikatna na gotowanie, ale nadaje się do jedzenia na świeżo, np. do kanapek czy sałatek. Wystarczy wyjść na łąkę, czysty teren z dala od drogi i spojrzeć pod nogi. Kiedyś dzieci zbierały te rośliny do czapki, do koszyka, ludzie wiedzieli, gdzie czego szukać i jak to stosować, wzmacniano się na końcówce zimy.
Możemy u zarania wiosny szukać lebiody, pędów chrzanu, podbiału, przy wodzie rzeżuchy łąkowej, która smakuje jak chrzan, a blisko siedzib ludzkich jasnoty purpurowej. Czosnaczek pospolity poznamy po tym, że ma ma okrągłe, ładne listki, przypominające w smaku czosnek. Kwitnie na biało i ma pyszne kwiaty smakujące chrzanowo i musztardowo, zresztą z jego owoców można zrobić musztardę. Przytulia czepna też jest łatwa do znalezienia, bo czepia się wszystkich roślin dookoła, a także… psiego ogona. Jest świetna na placuszki albo herbatki, ma wartości oczyszczające – oczyszcza nerki, wątroba, jelita. Niektóre rośliny są mniej smaczne – jak podagrycznik czy liście stokrotki, młody krwawnik, babka lancetowata, ale wpływają niezwykle prozdrowotnie. Dziko rosnące rośliny są bardziej wartościowe, muszą walczyć o byt, więc wytwarzają dużo cennych substancji, uprawne nie muszą się wysilać, tłumaczy dr Stepczyńska – Szymczak, zwolenniczka diety z łąki.
Przekonuje, że z ponad 2 tysięcy gatunków roślin w naszych szerokościach mało jest tych trujących. Poza tym rośliny ostrzegają – są gorzkie, palące lub brzydko pachną, wtedy wiadomo, żeby ich nie jeść. Wypatrując pod ostatnimi śniegami zielonych listków, możemy wzmocnić się w trudnym czasie przednówka, a także po prostu uwierzyć, że w końcu nadejdzie wiosna!
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w postaci mojego adresu e-mail w celu informowania o wydarzeniach związanych z Festiwalem Nowe Epifanie poprzez wysyłanie newslettera, przez Centrum Myśli Jana Pawła II z siedzibą w Warszawie (00-372), ul. Foksal 11. Jestem świadom/świadoma, iż moja zgoda może być odwołana w każdym czasie, poprzez kliknięcie w link umieszczony w każdym wysłanym newsletterze, co skutkować będzie usunięciem mojego adresu e-mail z listy dystrybucyjnej usługi „Newsletter”. Wycofanie zgody nie wpływa na zgodność z prawem przetwarzania, którego dokonano na podstawie zgody przed jej wycofaniem. Dane podaję dobrowolnie, niemniej oświadczam, iż wiem, że bez ich podania nie jest możliwa realizacja usługi „Newsletter”.
* Informujemy iż Państwa dane osobowe zbierane są wyłącznie w celu informowania o działaniach Centrum poprzez wysyłanie newslettera, na podstawie Państwa zgody, zgodnie z art. 6 ust. 1 lit. a Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. Administratorem danych jest Centrum Myśli Jana Pawła II z siedzibą w Warszawie (00-372), ul. Foksal 11. Dane będą przetwarzane przez okres 5 lat od dnia ich podania. Posiadają Państwo prawo dostępu do treści swoich danych oraz prawo do ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, wniesienia sprzeciwu, jak również wniesienia skargi do odpowiedniego organu nadzoru, gdy uznają Państwo, iż przetwarzanie Państwa danych narusza przepisy prawa. Administrator nie przewiduje przekazywania danych do państwa trzeciego lub organizacji międzynarodowej, poza uzasadnionymi przypadkami związanymi z realizacją obowiązków wynikających z umów międzynarodowych lub regulacji wynikających z prawa Unii. Ponadto informujemy, iż odbiorcą Państwa danych osobowych jest podmiot zewnętrzny obsługujący system i oprogramowanie informatyczne administratora i podmiot który na zlecenie administratora świadczy usługę e-mailingu/wysyłki newslettera. Pani/Pana dane będą przetwarzane w sposób zautomatyzowany. Zautomatyzowane podejmowanie decyzji będzie odbywało się poprzez zapisanie danych urządzenia z którego użytkownik korzysta i danych dostępu podczas podania adresu e-mail, konsekwencją takiego przetwarzania będzie wysyłka newslettera lub brak wysyłki w przypadku podania błędnego adresu e-mail. W przypadku jakichkolwiek pytań, uwag, próśb, kontakt z inspektorem danych osobowych administratora można uzyskać pod adresem e-mail: iod@centrumjp2.pl, jak również pod numerem telefonu: 22 826 42 21.